sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 13


          Minho siedział na szpitalnym krześle, nie mogąc uwierzyć w to jakim jest szczęściarzem, mając takich przyjaciół jak Key. Cztery dni temu do jego domu wpadł Kibum i oznajmił, że pomoże mu na nowo rozkochać w sobie Taemina. Opowiedział mu dokładnie rozmowę jaką odbył z tym dzieciakiem, rozbudzając w Choi iskierkę nadziei. Godzinę później byli oboje w szpitalu i Minho znowu z nim rozmawiał. Na początku był zaskoczony i lekko przerażony faktem, że chłopak jest na wózku, ale Taemin szybko go zapewnił, że niedługo wstanie na nogi. Minho miał wrażenie, że jest jak wcześniej. Rozmawiali ze sobą tak swobodnie, bez żadnej krępacji. Młodszy co chwila posyłał mu swoje słodkie uśmiechy, przyprawiając o szybsze bicie serca. Wrócił do niego następnego dnia i kolejnego, czując się tak jakby nigdy nie przestali się spotykać.

            -Minnie, chcesz mandarynkę?- spytał Key, obierając owoc. Chłopak pokiwał potakująco głową, uśmiechając się do niego jednym ze swoich uroczych uśmiechów. Choi zauważył, że Kibum przywiązał się do chłopaka za te cztery dni. Cieszył go ten fakt. Możliwe, że gdyby nie to, że Key miał już chłopaka, byłby zazdrosny o ich coraz lepsze relację, ale tak to był spokojny. W ogóle to Key zachowywał się względem Taemina tak jakby ten był jego synem.

            -Minho, a ty nie chcesz?- usłyszał słodki głos Taemina, który miał teraz pełne usta mandarynek. Od razu poczuł przyjemne ciepło rozpływające się po sercu na ten widok. Minnie był taki cudowny.

            -Pewnie- odpowiedział, uśmiechając się do niego ciepło.

            -Obiorę  ci.- Taemin wyciągnął jedną z mandarynek z torby i zaczął ją w skupieniu obierać, zagryzając zębami dolną wargę. Minho zaśmiał się pod nosem, rozsiadając się wygodniej na krześle. Jeszcze tydzień temu był jak zombie, kompletnie nie zdolny życia i ze złamanym sercem, a teraz czuł się szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Zabawne jak wiele radości mógł dać mu sam fakt, że znów mógł go widzieć i słyszeć. Czuł się jak nowo narodzony.

            -Proszę.- Minnie wyciągnął w jego stronę obraną mandarynkę. Minho chwycił owoc palcami dotykając też aksamitnej skóry chłopaka. Po jego ręce przeleciał przyjemny prąd, trafiając aż do serca. Tak dziwnie było móc go dotykać, czuć delikatną skórę pod palcami. Choi powoli sobie uzmysławiał, że Taemin nie jest już duchem.

            -Dziękuję- wyszeptał, z niechęcią odrywając palce od ręki Lee. Taemin zaczerwienił się, czując jak serce mu przyspiesza od dotyku Minho. Chciał więcej kontaktów cielesnych z tym charyzmatycznym mężczyzną, ale wstydził się. W końcu dopiero się poznawali, a raczej Taemin poznawał Minho. Spojrzał na Key, który pisał coś zawzięcie na telefonie. Uśmiechnął się. Key był dla niego naprawdę miły, tak samo z resztą jak reszta tej zgranej paczki. Jonghyun przyszedł do niego dzień po tym jak rozmawiał z Key. Żartował razem z nim, jednocześnie opowiadając o czasem nieco dziwnych zachowaniach jego żony. Swoją drogą Taemina wcale nie dziwiła relacja między tą dwójką. W pewnym sensie nawet im zazdrościł. Nie wiedział jeszcze co dokładnie czuł do Minho, ale wiedział, że chciałby aby między nim a Choi, było tak jak między JongKey.

            -Jjong pisze, że on i Onew wpadną tutaj za jakieś dwadzieścia minut- rzucił Key, nie odrywając wzroku od telefonu. Taemin uśmiechnął się pod nosem, co nie uszło uwadze Minho. „Im więcej osób tym weselej”- pomyślał Minnie i sięgnął po kolejną mandarynkę.



            -Jinki, weź wróć do samochodu na chwilę, zapomniałem słodyczy dla Taemina, a jeśli ich nie przyniosę to Key mnie zabije- powiedział Jonghyun, drapiąc się po głowię. Onew zrobił minę zbitego psa i wyciągnął do niego rękę, mówiąc:
            -Nie rozumiem dlaczego sam po nie nie pójdziesz? Dawaj kluczyki.

            -To proste. Nie chce mi się znowu przechodzisz przez parking.

            -Taaa, a mi się chce tak?

            -Poprosiłeś o kluczyki, hyung, więc wnioskuję, że tak.- Jjong uśmiechnął się swoim dinozaurowym uśmiechem z błyskiem w brązowych oczach. Jinki westchnął, odwracając się i kierując w stronę wyjścia. Nie chciało mu się iść po te głupie słodycze, ale wolał nie narażać się divie. Jeśli Key chciał, aby przywieźli słodkości dla równie słodkiego Taemina, musieli wykonać zadanie. Nie było mocnych.

            Wszedł powolnym krokiem na parking, kierując się do białego auta Jjong`a. Swój samochód zostawił w domu, nie chcąc marnować paliwa. Musiał jeszcze jakoś dojechać do pracy, a skoro jego przyjaciel jechał swoim autem, to zabrał się od razu z nim. Otworzył tylne siedzenie, wyciągając znajdującą się tam reklamówkę. Zajrzał do środka, sprawdzając co takiego Key kazał mu kupić. Znalazł chyba z sześć paczek żelek o różnych smakach, trzy czekolady, pięć batonów czekoladowych, dwa opakowania paluszków w czekoladzie i posypce orzechowej, paczkę cukierków owocowych i dwa mleka smakowe.

            -Ten dzieciak niedługo dostanie próchnicy, jak będzie jadł aż tyle słodyczy- powiedział, kręcąc z dezaprobatą głową. Lubił Taemina, mimo że widział się z nim zaledwie trzy razy. Chłopak emanował tak pozytywną energią i słodyczą, że po prostu nie dało się go nie lubić. Onew zaczął się zastanawiać jak to w ogóle możliwe, że Minho zakochał się w takim chłopaku. Sam jakoś specjalnie nie tryskał słodkością i dziecięcym wręcz urokiem. Choi zawsze był opanowany, przeważnie pogrążony w swoim własnym świcie, charyzmatyczny, ale z dobrym poczuciem humoru. Można było powiedzieć, że Taemin był jego kompletnym przeciwieństwem „Przeciwieństwa się przyciągają”- pomyślał, zamykając na klucz drzwi samochodu i kierując się do szpitala.

            Gdy tylko wszedł do budynku zadzwonił jego telefon. Zaczerwienił się, słysząc swój dzwonek i spróbował sięgnąć do kieszeni po urządzenie, ale nie dał rady go wyciągnąć. Chwycił w drugą rękę torbę ze słodyczami i ponownie spróbował wyjąć telefon, cały czas idąc przed siebie. Kiedy w końcu udało mu się z tryumfem wydostać wciąż dzwoniące urządzenie, poczuł, że na coś wpada, zderzając się boleśnie głową.

            -Ach!- usłyszał i podniósł do góry głowę, nieco zaskoczony tym, że znalazł się na podłodze. Spojrzał na osobę, z którą się zderzył i go zamurowało. Na podłodze obok niego siedziała naprawdę śliczna dziewczyna. Miała długie brązowe włosy, duże, czekoladowe oczy w kształcie migdałów, zgrabny nosek i najseksowniejsze malinowe usta jakie kiedykolwiek widział. Zamrugał kilka razy powiekami, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

            -O! Ja cię znam!- Z osłupienia wyrwał go nieco zachrypnięty głos. Jinki wytrzeszczył na nią oczy, próbując przypomnieć sobie, czy ją zna.

            -Pracujesz w barze z kurczakami, niedaleko Uniwersytetu Artystycznego- dodała, uśmiechając się szeroko, na co serce Onew przyspieszyło nieznacznie.

            -Ttak- wydusił z siebie, nadal oszołomiony jej urodą. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że siedzi jak głupi na podłodze, gapiąc na nią jak pies na kiełbasę. Odchrząknął, wstając pospiesznie i wyciągając w jej stronę rękę.

            -Przepraszam, zagapiłem się- bąknął. Dziewczyna uchwyciła jego dłoń, podnosząc się, a po ciele chłopaka przeszedł przyjemny dreszcz. Jinki zauważył, że obok niej leżały kule, a nieznajoma trzymała w górze zgrabną nóżkę owiniętą gipsem. Pospiesznie schylił się po kule, podając jej je.

            -Dziękuję i to ja powinnam przeprosić. To ja na ciebie wpadłam- powiedziała, poprawiając swoją śnieżnobiałą bluzkę i krótkie, dżinsowe spodenki. Jinki musiał przyznać, że dziewczyna była naprawdę dobrze obdarzona przez los. Miała wręcz idealną sylwetkę w kształcie litery S, czyli duże piersi, płaski brzuch i zgrabny tyłek.

            -Nie, to ja powinienem bardziej patrzeć gdzie idę- wysapał, siłą woli odrywając wzrok od jej ponętnych kształtów.

            -Czyli, że oboje zawiniliśmy. Wiesz, codziennie zamawiam w waszym barze kurczaki i przyjeżdżam po nie. Dość często cię widzę jak roznosisz zamówienia.- Dziewczyna obserwowała go rozbawionym spojrzeniem, nadal się przy tym uśmiechając. Jinki w tym czasie zastanawiał się jak mógł nie zauważyć takiej istoty? Ślepy był czy co?

            -Jestem Kim Hyo Jung, ale przyjaciele mówią na mnie Hyorin- powiedziała, wyciągając w jego stronę rękę. Onew uścisnął ją, mówiąc:

            -Lee Jinki, dla przyjaciół Onew.

            -Miło mi. Wiesz, tak się zastanawiam, może chciałbyś któregoś dnia pójść zjeść ze mną kurczaka? W ramiach przeprosin- Hyorin dopiero po chwili zorientowała się, że wypowiedziała te słowa na głos, przez co szybko dodała, nieco się czerwieniąc:

            -Albo na kawę. Kurczaków pewnie masz już dość…

            -Nie! To znaczy, z chęcią zjem z tobą kurczaka. W ramach przeprosin, oczywiście. Jestem ich maniakiem- rzucił Jinki, czując jak serce ponownie mu przyspiesza. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego jeszcze promienniej, wyciągając z kieszeni spodenek telefon.

            -To może dasz mi swój numer i się zdzwonimy, hm?

            Onew zatkało po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku minut. Przez chwilę patrzył to na twarz dziewczyny, to na telefon spoczywający w jej ręce, nie wiedząc co odpowiedzieć. Spięcie, które nastąpiło w jego mózgu minęło jednak szybko i nawet nie wiedząc co robi, wyciągnął w jej stronę swój telefon. Ta podała mu swój, odbierając jego i zapisując swój numer. Jinki zrobił to samo, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.

            -Proszę. Zadzwoń jak będziesz miał czas.- Hyorin oddała mu telefon, posyłając w jego stronę kolejny ciepły uśmiech. Chłopak ukłonił się lekko, próbując odwzajemnić uśmiech, ale nie był pewny, czy mu to wyszło. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, wsadzając kule pod pachę i szykując się do wyjścia.

            -To do zobaczenia później- powiedziała i ruszyła w stronę windy, zostawiając osłupiałego Jinkiego. Z szoku wyrwał go dźwięk jego telefonu. Przystawił słuchawkę do ucha, mówiąc:

            -Tak?

            -Poszedłeś po te słodycze na koniec miasta, czy jaki grom?- usłyszał po drugiej stronie słuchawki głos Jjong`a.

            -Zaraz będę- odpowiedział, rozłączając się i rozglądając dookoła. Dopiero teraz zauważył, że reklamówka ze słodyczami leży pod jego nogami kompletnie porwana. Pozbierał szybko paczuszki i ruszył w dalszą drogę, co chwilę podnosząc ciągle wypadające mu słodkości.



            -Wreszcie jesteś- rzucił Jjong, widząc nadchodzącego przyjaciela.

            -Co się stało z reklamówką?- dodał, dopiero teraz zauważając, że chłopak gromadzi wszystkie paczki w swoich rękach.

            -Pofawała se- usłyszał w niewyraźnej odpowiedzi. Jinki jedną z paczek trzymał w swoich zębach jak pies.

            -Co?

            Jjong, szybko wyciągnął z ust swego hyunga paczkę żelek i przejął połowę towaru.

            -Porwała się- powtórzył Jinki, poprawiając ręką, swoje nieco rozmierzwione włosy.

            -Dobra, nieważne. Chodź do środka. Key zdążył mnie już zbombardować dziesięcioma smsami z pytaniem, gdzie jesteśmy.

            Obaj chłopcy weszli do sali Taemina, obładowani pakunkami. Key obrzucił ich uważnym spojrzeniem, mrużąc lekko oczy. Powoli zaczynał się już denerwować, czekając na tą dwójkę. Jjong rzucił słodycze na szpitalne łóżko, rozglądając się dookoła.

            -Gdzie Taemin i Minho?- spytał, siadając na wolnym krześle.

            -Taemin pojechał na pobieranie krwi, a Minho mu towarzyszy- odpowiedział Key, chowając słodycze do szafki młodszego.

            -Współczuję dzieciakowi.

            -Minnie jest twardy. Jak wróci to zje sobie trochę czekolady.

            -Po co mu w ogóle tyle słodyczy?

            -Żeby mógł je zjeść, nie wiesz po co.

            -Skarbie, zachowujesz się względem niego jak jego matka- Jjong zmarszczył lekko brwi, nie zwracając uwagi na pogrążonego we własnych myślach Onew.

            -Bo czuję, jakby był moim synem- odpowiedział Key, poprawiając już i tak idealnie ułożoną poduszkę na łóżku Taemina.

            -To może jeszcze zacznie cię nazywać Key- umma?- Jonghyun westchnął, widząc radość na twarzy swojego chłopaka. Wiedział co to oznacza i z przerażeniem sobie uzmysłowił co właśnie zrobił.

            -Czy to nie byłoby cudowne?! Jak wróci to mu o tym powiem.- Key uśmiechnął się swoim kocim uśmiechem, klaszcząc z zadowoleniem w ręce. „No to zostałem ojcem”- pomyślał Jjong, wzdychając jeszcze głośniej.



            Taemin ściskał swoją prawą ręką dłoń Minho, starając się nie patrzeć na lewą. Pielęgniarka uśmiechała się pod nosem, smarując wybrane miejsce wacikiem i chwytając do ręki strzykawkę z igłą. Po chwili wbiła ją w delikatną skórę chłopaka, na co ten syknął, zaciskając mocniej powieki. Minho automatycznie przyciągnął jego głowę do swojej piersi, nie zastanawiając się co robi. Taemin od razu zapomniał o igle tkwiącej w jego ręce, z zaskoczeniem otwierając oczy. Przytulał swój policzek do szerokiej klatki piersiowej Choi, osłoniętej tylko czarnym T-shirt`em. Przełknął głośno ślinę, wdychając czekoladowy zapach chłopaka i wsłuchując się w nieco przyspieszone bicie jego serca.

            -Gotowe- powiedziała pielęgniarka, przykładając wacik do ręki Taemina. Minho niechętnie odsunął od siebie chłopaka, czerwieniąc się nieco. Bliskość Lee sprawiała mu dużą przyjemność i gdyby tylko mógł, przytulałby go do siebie już do końca swoich dni. Niestety nie było to możliwe, bo on i Taemin nie byli parą. „Jeszcze nie”- pomyślał Choi, obserwując uważnie twarz młodszego, teraz czerwoną jak dojrzały pomidor.

            -Mocno bolało?- spytał, marszcząc lekko brwi.

            -Na początku- odpowiedział Minnie, dodając w myślach „Ale później twój dotyk zadział jak znieczulenie i przestało boleć”.

            -Cieszę się.- Minho uśmiechnął się do niego lekko, wstając i łapiąc za rączki z tyłu wózka, wyjechał z pomieszczenia. Przez całą drogę do sali nie odzywali się. Taemin ciągle wspominał chwile w zabiegowym. To był ich pierwszy, tak bliski kontakt cielesny. Czuł jak serce nadal wali mu w piersi, a policzki pieką od zarumienienia. Odwrócił głowę do tyłu, ukradkiem patrząc na twarz Minho. Ten patrzył przed siebie, także lekko pogrążony we własnych myślach. Lee przygryzł swoją dolną wargę, skupiając wzrok na pełnych ustach chłopaka. Był ciekaw jaki miały smak, czy były słodkie. Chciał to sprawdzić, ale wiedział, że było jeszcze za wcześnie. Musiał spędzić z nim więcej czasu, w tej postaci jakiej jest, bo czas który spędzili razem jako duch w dalszym ciągu był dla niego zagadką. Wkurzało go to. Codziennie próbował przypomnieć sobie cokolwiek z tego okresu, ale w głowie miał tylko twarz Minho. Bardzo chciał pamiętać. Tak wiele informacji było zawartych w tych wspomnieniach.    

            -Jesteśmy- usłyszał cichy głos Minho, który wchodził właśnie do sali, cały czas pchając jego wózek.

            -Minnie! Chłopaki przywieźli ci dużo słodyczy- powiedział Key, uśmiechając się szeroko na widok przybyłej dwójki. Taemin odwzajemnił uśmiech, spoglądając na piszącego coś na komórce Jjong`a i dziwnie nieobecnego Jinki`ego.

            -Naprawdę?- zapytał, rozglądając się w poszukiwaniu owych słodkości.

            -Tak. Powiedz, bardzo bolało?

            -Trochę.

            -Masz w nagrodę mleko bananowe i czekoladę- Key wyciągnął z szafki wspomniane słodycze i wręczył je rozradowanemu chłopakowi. Minnie automatycznie otworzył mleko, biorąc łyk napoju i robiąc przy tym tak słodką minę, że Minho poczuł jak robi mu się cieplej na sercu.

            -Przywozisz mu za dużo słodyczy- powiedział Choi, nie odrywając wzroku od chłopaka.

            -Muszę jakoś rozpieszczać swojego synka- odpowiedział Key, po czym zwrócił się do Taemina- mów na mnie Key-umma, dobrze?

            Taemin spojrzał na niego lekko zaskoczony, ale w końcu uśmiechnął się z buzią pełną czekolady i potrząsnął potakująco głową, na co Kibum rzucił się na niego, przytulając do siebie. Lee nie miał nic przeciwko, aby nazywać Key ummą. Wręcz przeciwnie, cieszył się z tego, bo dzięki temu relacje między nim, a jego nowymi znajomymi się pogłębiały.

            -To skoro Key został twoim ummą, to Jjong będzie appą?- spytał Minho, uśmiechając się pod nosem.

            -Proszę nie! Nie dorosłem jeszcze do roli ojca- wtrącił Jjong, odrywając wzrok od telefonu. Wszyscy na te słowa zaśmiali się, oprócz Jinki`ego, który nadal siedział na krześle, patrząc w jeden punkt. Minho zwrócił na to uwagę dopiero teraz i zmarszczył brwi.

            -A jemu co się stało?- Trącił lekko palcem swojego hyunga, spoglądając na resztę zebranych.

            -Nie mam pojęcia. Jest taki od czasu, gdy tu przyszliśmy- odpowiedział Jjong, spoglądając na Key, który wycierał właśnie buzię Taemina z resztek czekolady.

            -Hyung, żyjesz?- Choi zwrócił się do nieobecnego chłopaka, na co ten odskoczył, patrząc na niego nieco zdezorientowany.

            -Dobrze się czujesz? Dziwnie się zachowujesz.

            -Zakochałem się- wyszeptał po dłuższej chwili, na co wszyscy, łącznie z Taeminen spojrzeli na niego, wzrokami pełnymi zdziwienia.

            -W kim?- odezwał się Key, przytulając się do pleców Jjong`a, który próbował właśnie zebrać swoją szczękę z podłogi.

            -Trzy słowa: Kim Hyo Jung.

            -Kto to?

            -Piękna istota, która kocha kurczaki równie mocno jak ja, i która wpadła na mnie, gdy wracałem ze słodyczami.

            Głos Jinki`ego był tak pełeny uwielbienia do owej pięknej istoty, że Jjong poczuł, że go mdli.

            -Może jakieś wyjaśnienia?

            -Nigdy nie widziałem tak pięknej kobiety…

            Taemin podjechał ostrożnie do Minho, przyglądając się z zainteresowaniem starszemu Lee. Nieświadomie dotknął ręką uda Choi, na co ten zerknął na niego ukradkiem, czując w tym miejscu przyjemne mrowienie.

            -Jinki, weź od początku, bo ja nic nie rozumiem- powiedział z irytacją Jjong, starając się zignorować słodki zapach Key tuż przy swojej twarzy. Onew spojrzał na każdego z nich, po czym uśmiechnął się i opowiedział dokładnie całe zdarzenie na korytarzu przy wejściu do szpitala.

3 komentarze:

  1. Haahahaha, przepraszam ale muszę to napisać: -bardzo bolało? -tylko na początku -cieszę się xDDD Wiem, że to nie tak miało zabrzmieć ale ja jestem dziwna... xD

    OdpowiedzUsuń
  2. „No to zostałem ojcem” Hahaha <333

    OdpowiedzUsuń