sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 11


            Taemin siedział, oparty wygodnie o poduszki swojego szpitalnego łóżka. Od kiedy się obudził minęły już dwa tygodnie. Po dwóch latach leżenia w śpiączce jego nogi odmawiały mu posłuszeństwa, przez co niestety nie mógł jeszcze wstawać. Codziennie jednak ćwiczył razem z rehabilitantami swoje mięśnie i już odczuwał tego skutki. Powoli mógł już ruszać palcami u stóp. Dziwnie było czuć swoje nogi, ale nie móc nimi poruszać. To frustrowało.

            Zerknął na jasnobłękitne niebo za oknem, ponownie rozpamiętując tamten dzień. Obudził się nagle, na początku nie bardzo wiedząc co się dzieje. Wszyscy tam zebrani patrzyli na niego z zaskoczeniem. Jak się później dowiedział, właśnie dokonano na nim eutanazji, a on po prostu odżył. Co więcej lekarz stwierdził, że wszystko z nim w porządku i poza konieczną rehabilitacją, nic go więcej nie trzymało w tym szpitalu. Przymknął na chwilę powieki, widząc przed nimi twarz nieznajomego chłopaka. Choi Minho. Nie pamiętał go. Taesun pytał go o to kilka razy, ale on naprawdę nie pamiętał. Ten chłopak wrócił następnego dnia. Patrzył na niego tymi swoimi hipnotyzującymi oczami, zadając mu to samo pytanie co wcześniej brat. W jego głębokim głosie było słychać cichą nadzieję, ale niestety Taemin musiał go rozczarować. Nie wiedział dlaczego, ale widząc cierpienie w oczach tego chłopaka, robiło mu się smutno. Nie chciał go ranić. I tak bardzo było mu przykro, że nie mógł udzielić mu upragnionej odpowiedzi.

            -Minnie?- Z zamyślenia wyrwał go głos starszego brata, który usiadł na taborecie obok łóżka.

            -O czym tak myślisz?- dodał.    

            -O tym chłopaku. Nie wiem dlaczego, ale jego oczy strasznie mnie intrygują. Niestety nadal go nie pamiętam, chociaż nie rozumiem, dlaczego w ogóle miałbym to robić? Nie znam go- odpowiedział, uśmiechając się do starszego.

            -Chciałbym ci to jakoś wyjaśnić, ale niestety sam ledwo to wszystko pojmuję.

            -Hyung, kup mi lody- rzucił Taemin, uśmiechając się do niego. Ten odwzajemnił uśmiech, pytając:

            -Jaki smak?

            -Truskawkowe! Nie wiem dlaczego, ale mam ochotę na truskawkowe lody.

            -Przecież nie lubisz tego smaku.

            -Wiem, ale mam na nie ochotę. To takie dziwne… Kupisz mi?- Tym razem zrobił minkę jak zbity psiaczek, łapiąc go za rękę. Taesun zaśmiał się, czochrając przydługie włosy swojego barta.

            -Zaraz wracam- rzucił i wyszedł.



            -Jjong ja już dłużej nie wytrzymam. On zachowuje się jak jakieś cholerne zombie! W ogóle nie nadaje się do życia!- krzyknął Key, chodząc w tą i z powrotem, machając rękoma we wszystkie strony. Na jego przystojnej twarzy gościło zmartwienie.

            -A co ja mogę zrobić?  Kleju na złamane serce nie sprzedają w sklepie- odpowiedział Jjong, obserwując uważnie swojego chłopaka.

            -Ja wiedziałem, że tak będzie. Po prostu wiedziałem, że w końcu wyląduje ze złamanym sercem!

            -Też bym się załamał na jego miejscu- wtrącił Onew, siedząc obok Blinga. Cała trójka znajdowała się właśnie pod mieszkaniem swojego przyjaciela. Próbowali jakoś wyciągnąć go z domu, ale nic z tego nie wyszło. W końcu mieli dość patrzenia na marny stan Minho.

            -Zamknął się tam jak jakiś wampir. Wykonuje wszystko jak maszyna. Chcę z powrotem swojego przyjaciela- powiedział Key, siadając na ławce obok swojego chłopaka. Czuł jak łzy napływają mu do oczu. Nie mógł już patrzeć na cierpienie swojego przyjaciela. Martwił się, bał, że Minho zostanie taki już na zawsze. Czuł się bezradny w stosunku do niego. Nie wiedział już jak mu pomóc.

            -Spokojnie kochanie, za jakiś czas wróci do siebie.- Jjong objął go ramieniem, całując lekko w czubek głowy.

            -A mnie kto przytuli? Ja też się martwię.- Onew zerknął na nich ze smutnym wzrokiem. Key wstał i podszedł do niego, siadając na jego kolanach i wtulając w szyję. Łzy powoli spływały po jego policzku.

            Jjong spojrzał na nich i westchnął. Po kilku minutach, wstał, zakładając ręce na piersi.

            -Wyciągnę go z tego dołka, choćby nie wiem co, a wy jak chcecie to tu sobie płaczcie- rzucił, kierując się w stronę drzwi od domu Minho. Key automatycznie do niego podbiegł, łapiąc za rękę i wycierając swoje łzy.

            -Idę z tobą. W końcu od tego są przyjaciele.



            Minho miał ich już serdecznie dość. Chciał zostać sam, pogrążyć się w swoim smutku. Oni go nie rozumieli. W końcu Jjong i Key mieli siebie, kochali się, a Jinki miał kurczaki. Natomiast Minho miał złamane serce. Czuł się jak bezmózgie zombie, a jedyne czynności jakie wykonywał to: jedzenie, sen i łazienka. Później leżał na swoim łóżku, w starych spodniach od dresu i porwanym podkoszulku, przypominając sobie ostatnie miesiące. Czas kiedy był szczęśliwy. Kiedy mógł normalnie rozmawiać z Taeminem, który był tylko duchem i go pamiętał. W nocy praktycznie nie mógł spać, a gdy mu się to udawało, śniły mu się koszmary. Za każdym razem z tym samym motywem: tracił Taemina. Nie wiedział nawet jaki jest dzień i ile czasu minęło od momentu, gdy stracił już ostatni płomyk nadziei, na to, że Minnie go sobie przypomni. I gdyby nie Key, który przynosił mu jedzenie, pewnie zdechłby w końcu z głodu.

            -Śmierdzi tu- rzucił Jinki, otwierając na oścież okno. Może i śmierdziało. Minho to nie obchodziło. Nic go nie interesowało.

            -Długo masz zamiar gapić się na tą ścianę?- spytał Jjong, siadając koło niego. Minho nawet na niego nie spojrzał. Cały czas patrzył tępym wzrokiem na jakiś punkt na ścianie.

            -Wstawaj, musisz wrócić do świata żywych, Minho.- Key pociągnął go za rękę, zmuszając do wstania. Chłopak zerknął na niego pustym wzrokiem i w końcu odpowiedział:

            -Zostawcie mnie. Chcę być sam.

            -Minho, wywalą cię z uczelni jak znowu się na niej nie pojawisz. Musisz wziąć się w garść, słyszysz? A ja nie wyjdę stąd dopóki nie doprowadzę cię do stanu używalności- powiedział Key, ciągnąc go w stronę łazienki. Minho westchnął ciężko, w duchu przyznając rację przyjacielowi. Musiał wziąć się w garść. Nie mógł zawalić studiów. Nie chciał też stracić przyjaciół.

            -Dobra. Przyjadę jutro na uczelnie, ale teraz dajcie mi spokój, okej?- zapytał. Cała trojka patrzyła na niego przez chwilę, aż w końcu pokiwała zgodnie głową i spełniła jego prośbę.



            Choi zrobił tak jak obiecał, czyli przyszedł na drugi dzień na uczelnię, starając się przy tym wyglądać całkiem normalnie. Jednak cienie pod oczami, blada twarz i rozczochrane włosy wyraźnie pokazywały, że chłopak nie jest w zbyt dobrym stanie emocjonalnym.

            -Przynajmniej się tutaj zjawił- powiedział Onew, wkładając do ust miętową gumę do żucia.

            -Może coś jeszcze z niego będzie- dodał Jjong, pochylając się nad swoim małym notesikiem. Zawsze nosił go przy sobie na wypadek gdyby nagle dopadła go wena twórcza. Teraz właśnie miał jeden z takich momentów.

            -Nie mogę już na niego patrzeć. Gdzie jest ta jego cudowna charyzma?- wtrącił Key, zaglądając przez ramię Blinga do jego notatnika.

            -Wyparowała.- Choi usiadł na wolnym krześle obok Jinkiego, machinalnie wyciągając ze swojej torby jakieś rzeczy.

            -Fajne majtki- usłyszał słowa Onew i spojrzał z zaskoczeniem na swój stolik. Zaczerwienił się, widząc, że wyjął z torby swoją bieliznę, po czym jak najszybciej wsadził ją tam z powrotem.

            -Nie przypominam sobie żebym to pakował- mruknął, czując jak pieką go policzki.

            -Ty nawet nie pamiętasz, że żyjesz, a co dopiero to.- Key wskazał ręką na jego torbę, opierając się wygodnie o pogrążonego w transie Blinga, który zawzięcie coś skrobał w swoim notesie.

            -Przepraszam.- Minho przeczesał palcami swoje włosy, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo z nim źle.

            -Za co?

            -Że was martwię. Nie wiem co mam robić, jak się zachowywać.

            -Wystarczy, że wrócisz do świata żywych. Brakowało nam ciebie.- Jinki objął go ramieniem, uśmiechając się ciepło. Minho widział w oczach swoich przyjaciół zmartwienie, ale i cichą nadzieję, że znowu będzie tak jak dawniej. Tylko jak miało być skoro jego serce dalej pozostawało w kawałkach? Tęsknił za Taeminem. Za długimi rozmowami, jego grą na fortepianie, płynnymi ruchami i  tymi cudownymi ognikami w brązowych oczach, kiedy się uśmiechał. I ta tęsknota go przytłaczała.

            -Postaram się znowu być sobą- powiedział, odwzajemniając niezdarnie uśmiech. Jinki poklepał go po ramieniu, wyciągając w jego stronę listek gumy do żucia. Przyjął go bez zastanowienia i zjadł.

            Kilka minut później do sali wszedł nauczyciel, ogłaszając nowy temat ich pracy. „Nieszczęśliwa miłość”- te dwa słowa widniały na wielkiej tablicy, wiszącej z przodu pomieszczenia. Minho uśmiechnął się do siebie, wyciągając z torby ołówek i czystą kartkę. „Przynajmniej tym razem uda mi się napisać coś naprawdę dobrego”- pomyślał, powoli formując w głowie słowa nowej piosenki.

2 komentarze:

  1. Biedny Minho! Sama byłam w identycznym stanie jak on jednakże z innego powodu i nie mam tak wspaniałych przyjaciół jak on. Dobrze, że chłopaki z nim są

    OdpowiedzUsuń
  2. CZO SIE SZTAŁO??

    OdpowiedzUsuń