sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 6


             -Mówiłem ci, abyś nie jadł tych lodów- powiedział Jjong, patrząc z troską na Kibuma, który trzymał się za szyję, krzywiąc się za każdym razem, gdy przełykał ślinę.

            -Ja nie wiem co jest z tymi migdałkami nie tak. Ciągle mi puchną!- wyjęczał Key, opierając głowę na ramieniu swojego chłopaka.

            -Może zawieź go do lekarza. Niech coś z tym zrobią- wtrącił Minho, obserwując tą dwójkę.

            -I tak właśnie zrobię. A tak w ogóle to co u twojego chłopaka, Minho?

            Brunet zamyślił się przez chwilę, patrząc gdzieś przed siebie. Całą noc nie mógł spać, myśląc o Taeminie. O jego słowach. Korciło go, aby siłą wydobyć z niego prawdę. Co miał wtedy na myśli? Mógł mu zagrozić, że nigdy więcej nie przyjdzie do tej przeklętej sali, w której i tak już praktycznie mieszkał, może to by w jakiś sposób rozwiązało duchowi język.

            -Zapytałem go o to jak umarł, a on mi odpowiedział, że nie umarł. A przynajmniej tak to zabrzmiało- wyznał wreszcie, przecierając dłonią swoją twarz.

            -Chwila, jak to nie umarł?- spytaj Key, jego głos był strasznie cichy.

            -Nie mam pojęcia. Powiedział, że opowie mi wszystko kiedy indziej. To irytujące, bo całą noc przez to nie mogłem spać.

            -Ty, a może on też jest jakimś nadprzyrodzonym psycholem jak ty i wyłazi ze swojego ciała kiedy chce- wtrącił Jjong, na co Key uderzył go z łokcia w żebra.

            -Jjong tylko dlatego, że musisz zawieźć swoją żonę do szpitala, nie uderzę cię, ale wiedz, że to jak właśnie nas nazwałeś, zabolało.

            -Sorry- Jjong pomasował bolące żebra, przytulając do siebie mocniej Kibuma.

            -Gdyby robił tak jak mówi Bling, nie miałoby to sensu- Minho usiadł zrezygnowany na ławkę obok nich i przymknął oczy. Był zmęczony. Zmęczony zastanawianiem się nad tym wszystkim, swoim uczuciem i brakiem snu. Westchnął. W ogóle nie miał ochoty iść na te przeklęte zajęcia. Mógł teraz spokojnie sobie spać. Nawet nie miał ochoty widzieć się z Taeminem, mimo, że ciekawość wręcz zżerała go od środka. Musiał od niego odpocząć, chociaż dzień.

            -Kto jest głodny?- usłyszeli głos Onew, który zjawił się z niewiadomo skąd z masą przekąsek w rękach. Minho wyciągnął rękę po jedną z paczuszek i ją otworzył. Key jęknął, mówiąc:

            -Nie przełknę nic. Ledwo dam radę mówić.

            -Wystarczy. Zabieram cię do lekarza i tym razem ja z nim pogadam. Muszą coś zrobić z twoimi migdałkami, bo szlag mnie jakiś trafi- Jjong wstał, ciągnąc młodszego chłopaka do swojego auta. Jinki odprowadził ich wzrokiem i usiadł obok pogrążonego w myślach Minho.

            -Biedny ten nasz Key. Chociaż w sumie dobrze mu tak. To kara za to co mi wczoraj odstawiali w pracy- powiedział.

            -Co zrobili?

            -Prawie, że  seks zaczęli uprawiać na jednym ze stolików. Gdyby szef to zobaczył na stówę by mnie wywalił.

            Minho uniósł do góry jedną brew, obserwując jak biały samochód Jjonga wyjeżdża z terenu uczelni. Znał tą trójkę doskonale i wiedział, że gdy JongKey się nudzili mogli odstawiać różne scenki, ale nie uprawiali by seksu w miejscu publicznym. Tym bardziej w pracy Jinkiego. Równie dobrze znał też Onew i wiedział, że ten często lubił przesadzać.

            -Cali oni. Dobra hyung, wybacz, ale jestem padnięty. Wracam do domu i będę spać. Dzięki za przekąski- powiedział, wstając i kierując się w stronę parkingu, gdzie stał jego czarny ścigacz.

            -Nie idziesz na zajęcia?

            -Jestem zmęczony.

            -A co z Taeminem?

            -Jutro też mogę się z nim spotkać, dzisiaj nie mam na to siły.

            -Okej, rozumiem. To cześć- rzucił Onew, otwierając kolejną paczkę z przekąskami. Kilka minut później usłyszał pisk opon i po Minho nie został nawet ślad.

            -I znowu zostałem sam- westchnął, wsadzając sobie do ust przekąskę.

           

            Taemin czekał na niego w nawiedzonej sali. Spokojnie wygrywał nową melodię na fortepianie, co chwilę spoglądając na zegarek, wiszący nad drzwiami. Dwadzieścia minut po piętnastej. Minho nigdy się nie spóźniał. Był zawsze równo o piętnastej z tym swoim uśmiechem na ustach. Tym razem go nie było. Taemin wstał, podchodząc do jednego z luster i przejechał po nim palcem. Po chwili zastanowienia zaczął wykonywać jakieś ruchy taneczne, co jakiś czas spoglądając na drzwi.

            Dwadzieścia minut później usiadł zrezygnowany pod ścianą, w miejscu gdzie zwykł siadać Minho i westchnął. Martwił się. Nie był pewien, czy dobrze zrobił nie udzielając mu wczoraj odpowiedzi, na jego pytania. Przestraszył się, że może Minho jest na niego zły i dlatego nie przyszedł.

            -Nie. Po prostu trochę się spóźni. Może mu coś wypadło- powiedział na głos, próbując zapewnić o tym samego siebie, ale nie bardzo mu to wyszło. Nie chciał go stracić. Wcześniej nie miał żadnych przyjaciół, a pragnął ich tak bardzo, że popełnił największy błąd w swoim życiu. Teraz miał jego. Dopiero teraz. Czuł z Minho jakąś więź. Lubił go. Cieszył się za każdym razem, gdy go widział. W końcu miał prawdziwego przyjaciela. A może nawet więcej niż przyjaciela, ale o tym mógł tylko sobie pomarzyć. Przyjaźń musiała mu wystarczyć.

            To dlatego codziennie czekał, odliczając sekundy na ściennym zegarze, aby w końcu go zobaczyć. Wcześniej czas przestał mieć dla niego znaczenie. W końcu nie był już do końca człowiekiem, nie starzał się. Ale od kiedy poznał Minho znowu zaczął odliczać chwile, sekundy z nim spędzony. I wciąż było mu mało.

            Zerknął ponownie na drzwi, wyobrażając sobie jak Minho wchodzi do środka i uśmiecha się do niego ciepło, przepraszając za spóźnienie.

            -Dlaczego nie przyszedłeś?- spytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Zwiesił głowę, modląc się, aby nie wyszło tak, że Miho postawił już nigdy do niego nie przyjść. Miał dość bycia samotnym. Nie chciał się z nim rozstawać. Poczuł jak po jego policzku spływa łza. Śmieszne, był duchem ,a i tak mógł płakać. Odczuwał wszystko tak jak wcześniej. Miłość, szczęście, smutek, ból, tęsknotę, gniew, irytację, pożądanie. Ale nie dotyk. To było poza jego granicą. A szkoda, bo tak bardzo chciał dotknąć Minho, kiedy ten uczył się grać na fortepianie. Czasem miał ochotę go pocałować. Ale nie mógł i to bolało najbardziej.


3 komentarze:

  1. Ładnie piszesz, naprawdę. Aż smutno mi się zrobiło na tym rozdziale ;C

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę nie podoba mi się budowanie zdania. Spróbuj używać więcej zdań złożonych, żeby tekst był płynny. To tylko kwestia wprawy i techniki
    Poza tym pomysł świetny :D
    Strasznie mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta wizja taemina siedzącego samotnie w sali :'( smutek aż chce się go przytulić na pocieszenie^^

    OdpowiedzUsuń